Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogłam powstrzymać się dłużéj i dokończyłam z uśmiechem:
— I będę znowu wyszywać w krosienkach, tańczyć na balach i szukać sobie po świecie świetnéj partyi...
— I znajdziesz ją niezawodnie — dodała moja matka, która, pogrążona w rojeniach swoich, nie spostrzegła mego uśmiechu, i nie zrozumiała tonu, jakim wymawiałam me wyrazy. W parę godzin jednak po téj rozmowie, widziałam ją wpół leżącą na sofie, z głową opartą na dłoni i pełnemi smętnych marzeń oczyma, ścigającą parę drobnych ptasząt, które za oknem przelatywały nad ścieżką ogrodu, kryjąc się co moment między ogołocone z liści zarośla. Przyzwała mnie milczącém skinieniem, a gdy zbliżyłam się i usiadłam przy niéj, zaczęła w zamyśleniu bawić się łańcuszkiem mego zegarka i machinalnie prawie otworzyła medalion, który zawsze nosiłam przy sobie. Był w nim portret mojego ojca. Patrzyła nań długo i, nagle podnosząc się z siedzenia, kazała mi spojrzéć przez okno wychodzące na dziedziniec, aby zobaczyć czy pan N. nie wraca już ze swéj wycieczki.
Rozumiałam ją wybornie. Duch jéj, rozerwany na poły, złorzeczył przeszłości, a rozstać się z nią jeszcze nie mógł; pragnął-by ją miéć inną, a tęsknił za taką, jaką była. Głos serca, który był ją niegdyś połączył z moim ojcem, i wołanie nałogów, od dzie-