Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

ciństwa powziętych, które ją z nim rozłączyły, teraz odezwały się w niéj z kolei, każdy ją w swoję ciągnąc stronę.
To wszystko przedstawiało moim oczom widok prawdy wewnętrznéj człowieka, na któréj świat, ubrany w cudne swe na pozór połyski, postawił stopę depcącą i upierał się, aby żyjącą i wciąż zrywającą się do buntu, pod swoją utrzymać przemocą. I sama już nie wiedziałam dobrze, czy miałam pragnąć, lub obawiać się ziszczenia nadziei matki mojéj.
Obudził mnie z zamyślenia turkot kół na dziedzińcu. Spojrzałam przez okno i, pomimo zmroku, poznałam wracającego prawnika. Kazałam do bawialnego pokoju wnieść lampę i sama tam poszłam co prędzéj, chcąc uprzedzić moję matkę, sama wprzód złą wieść, któréj się spodziewałam, posłyszéć, i ją do posłyszenia onéj przygotować. Zaledwie jednak stanęłam na progu, gdy usłyszałam drugi turkot, i po krótkiéj chwili zobaczyłam wchodzącego prawnika w towarzystwie pana Rudolfa.
Dwaj panowie już w przedpokoju rozmawiać z sobą musieli, bo na chmurnéj twarzy ostatniego wyczytałam wyrok, jaki zapadł u pana Henryka. Pan Władysław wyglądał poważnie i niemal surowo; wczorajsze wzruszenie, jakiego przede mną przynajmniéj ukryć nie mógł, ustąpiło zupełnie; bledszy był tylko, niż zwykle, i zdało mi się, że wyraziste oczy jego nabrały większéj głębi i mocy spojrzenia. Bez waha-