kiém to mówił, znowu w głosie jego zabrzmiała słodycz i dobroć.
— Pozostają jeszcze dwa środki, w których pokładać można nadzieję — mówił daléj. — Piérwszym jest należyte wyexploatowanie okolicy w celu znalezienia w niéj uczciwego dla dóbr matki pani nabywcy, co, wyznaję, w danym krótkim zakresie czasu będzie bardzo trudném. Drugi zależy od pani...
— Ode mnie? — zawołałam zdziwiona.
— Od pani — powtórzył pan Władysław, i badawczo patrząc mi w oczy, zapytał: — czy pani czujesz się skłonną do poniesienia ofiary?
Odpowiedziałam natychmiast, że nie ma ofiary, któréj-bym nie uczyniła dla okupienia spokoju mojéj matki.
— A więc powinnaś pani pojechać sama do pana S. i rozmówić się z nim osobiście.
Musiałam, usłyszawszy te słowa, wyglądać na bardzo hardą, a zarazem bardzo upokorzoną istotę, bo pan Władysław popatrzył na mnie uważnie i rzekł po chwili:
— Wiem dobrze, że przeciwko temu, co powiedziałem, osobista godność pani oburzać się musi. A jednak wiele na ten środek rachuję. Tam, kędy rozzbrojone upadną wszystkie argumenta prawnika, sam widok mężnéj i poświęcającéj się kobiety zwyciężyć może. Wprawdzie pan S. nie jest człowiekiem, mogącym dać przystęp do siebie jakimkolwiek
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.