Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

załam, że głos nie zadrżał mi ani razu, ani jedna łza nie stoczyła się z oka. Chciałam pokazać się stanowczą i mocną i pokazałam się snać taką, bo podniosła na mnie oczy, w których malowało się trochę zdziwienia. Nie mogła jednak uspokoić się od razu i z niecierpliwości wzruszyła ramionami:
— Nie wiem doprawdy — rzekła — zkąd nabrałaś tak stanowczego sposobu mówienia i takiéj pewności siebie?
— Ztąd, moja matko, że kocham cię nad życie i chcę cię natchnąć ufnością w przyszłość i wiarą we mnie — odpowiedziałam, unosząc się nieco, ale wcale się nie roztkliwiając. Długo nie spuszczała wzroku z mojéj twarzy, a z oczu jéj, wpatrzonych we mnie, znikał stopniowo suchy blask rozdrażnienia, jaki je był rozpalał, a zastępowało go smutne wprawdzie, ale już słodsze i rzewniejsze uczucie. Nagle wyciągnęła do mnie ramiona i zawołała głosem, który odzyskał czułe i ciepłe dźwięki. — Rozstać się z tobą, najdroższe dziecko moje! O! cóżem ja powiedziała? Nie! to było-by niepodobném!
Wtedy dopiéro rzuciłam się w jéj objęcia i przycisnęłam ją do méj wezbranéj uczuciem piersi; wtedy dopiéro dwie, długo powstrzymywane, łzy spłynęły mi po policzkach, i gorącemi usty całowałam jéj twarz i ręce. Nie pamiętam już dobrze, co mówiłam jéj więcéj, wiem tylko, że mówiłam cicho i długo. Aż nakoniec słowami memi, których treścią było przy-