zamkniętym w sobie i żadném nawet spojrzeniem nie wyjawiającym swych wewnętrznych uczuć. Względem męża była téż zupełnie taką samą: nigdy nie zachodziły pomiędzy nimi sprzeczki, ani sceny gwałtowne, ale widywali się bardzo rzadko, witali się po angielsku podaniem sobie ręki i mało do siebie mówili. Pan Henryk często wyjeżdżał z domu dla interesów, które na coraz szerszą prowadził skalę, a wtedy Zofia nie zdawała się wcale spostrzegać jego nieobecności. Było to pożycie domowe, gorzéj, niż złe, bo żadne; trzy osoby, które powinny były składać rodzinę, żyły pod jednym dachem tak, jak mieszkańcy jakiego domu, położonego w mieście, wiedzący wzajem o sobie, ale nic więcéj. Nie było tam już fałszywéj nuty w akordzie, ale był tam brak wszelkiego akordu. Obcy ludzie bardzo rzadko przybywali do domu pana Henryka, prócz tych, z którymi mówił o pieniądzach.
Wiedziałam od Emilki o tych wszystkich szczegółach. Nie wiem, czy w skutek téj wiadomości, czy, że w istocie tak było, szereg pokoi, przez który wiodła mnie Zosia, wydał mi się strasznie smutnym i mrocznym. Przyczyniło się do tego zapewne i szarawe światło dnia dżdżystego, skąpo wnikające przez podłużne gotyckie okna. Przybranie całego apartamentu było kosztowne i gustowne, bo tak był go urządził dawny właściciel pałacu i sprzedał panu Henrykowi wraz z całym majątkiem; na każdym jednak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.