kroku, z pomiędzy materyalnego bogactwa, widać było moralne niedostatki. Ruchu, życia, wesołości, tych drobnych zajęć domowych, które nadają mieszkaniu charakter, fizyognomią, nie było ani śladu; natomiast panował martwy spokój, podobny do tego, jakim od stóp do głowy przyobleczoną była gospodyni domu. Sprzęty wydawały się przyrośniętemi do posadzki, a nigdzie nie zbiegały się w ten pełen ożywienia nieład, nie tworzyły tych potulnych kącików, świadczących, że osoby, które się niemi posługują, chodzą, ruszają się, obsiadają kominek, wyglądają przez otwarte okna, gawędzą, śmieją się głośno, a mówią sobie po cichu różne miłe rzeczy. Nic z tego wszystkiego nie miały widać apartamenta Zosi, bo kanapy, fotele i taborety z białemi powłokami, okrywającemi kosztowne zapewne obicie, wyglądały jak ceremonialne aparaty, wystawione na pokaz. Ani jedna wesoła barwa nie odbijała od tła ogólnéj jednostajności: nie widać było ani jednego kwiatka, ani jednego arkusza dziennika, rozrzuconego na stole i zmiętego trochę przy wspólném czytaniu. Zdawało się, że, do któregokolwiek z nagich okien przyklejona, koniecznie powinna była znajdować się wielka biała karta z napisem: mieszkanie do wynajęcia.
W trzecim, czy czwartym zaledwie pokoju, zobaczyłam piérwszą oznakę życia: był to otwarty i zarzucony nutami fortepian. Przed sofką na stoliku
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.