leżała téż książka rozwarta, i trochę zapylonéj już nieco włóczki barwiło się w ażurowym koszyczku. Zrozumiałam, że znajduję się w pokoju, w którym Zofia zwykła była przepędzać swoje monotonne, mroźne życie. Lecz i tam darmo szukałam oczyma najmniejszego choćby śladu ożywienia i wesołości; fortepian, książka i koszyczek jedynemi były świadectwami, że pokój ten zamieszkany był przez młodą kobietę.
Dotychczas kilka tylko obojętnych słów zamieniłyśmy z Zofią; Emilka zadawała mi parę pytań o zdrowiu méj matki i moich codziennych zajęciach, pan Rudolf milcząco postępował za nami. Nareszcie gospodyni domu wskazała mi sofę, w pobliżu fortepianu stojącą, i opuszczając moję rękę, którą trzymała dotąd, rzekła:
— Nie chciała-bym, kochana Wacławo, mylić się co do celu twego tutaj przybycia. Wiem, że jesteś dobrą, i pragnęłaś zapewne odwiedzić swoje stare znajome; ale wiem także, iż matka twoja ma interesowe zajście z panem S., a jeśli mam wnosić z wczorajszéj tu bytności waszego pełnomocnika, przypuszczam, że życzysz sobie osobiście z panem S. się rozmówić.
Uderzyło mnie szczególne nagięcie głosu, jakim wymawiała po dwakroć nazwisko swego męża, dodając do niego zawsze ceremonialny tytuł pana. Odpowiedziałam, iż istotnie mam zamiar mówić z gospo-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.