darzem tego domu o sprawach majątkowych mojéj matki. Zofia z lekką niecierpliwością wzruszyła ramionami.
— Dla staréj naszéj znajomości — rzekła — przebacz, jeśli ci powiem, iż miałam cię za osobę bardziéj konsekwentną i umiejącą poznawać ludzi...
Tu wstrzymała się i rzuciła spojrzenie na siostrę męża. Emilka spostrzegła je, zarumieniła się i zawołała żywo:
— O, proszę cię, Zosiu, abyś nie krępowała się moją obecnością, i mówiła o Henryku, co ci się tylko podoba. Nie jestem wcale zaślepioną w poglądach moich na brata, i sama nie mogę się tém szczycić, aby on mi rajską zgotował exystencyą. — Zofia niechętnie skinęła głową.
— Wiész dobrze — odparła zwolna — że nie lubię wiele mówić...
— Jednakże, jeślibyś miała ostrzedz przed czém Wacławę, powinnaś mówić — podjęła Emilka, z większą, niż zwykle, żywością.
— Wiész dobrze — odpowiedziała Zosia, poruszając ramionami — że nie studyuję wcale twego brata i mniéj go daleko znam, niżeli ty. Zresztą, byłam zawsze sama fałszywie ostrzeganą, a ztąd wszelkich przestróg nie cierpię. Powiadam tylko, że, gdybym była na miejscu Wacławy, wcale-bym tu nie przyjeżdżała, a gdybym i przyjechała, tobym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.