Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

przybyły tu osoby, które życzą sobie go widziéć... Cały ten ceremoniał wydawał się niewypowiedzianie mroźnym, i sam jeden mógł-by był wykazać rodzaj stosunku, zachodzącego pomiędzy małżonkami, którzy widocznie byli takimi tylko z imienia.
Zaledwie kilka minut upłynęło od odejścia lokaja, gdy w drzwiach pokoju zjawił się, od kilku lat niewidziany przeze mnie, pan Henryk. Nie wiem, czy skutkiem trafu, lub skąpstwa, tak długo oszczędzającego ubiór, przez obawę wydania pieniędzy na inny, miał on na sobie to samo popielate, w poprzeczne pręgi ubranie, w jakiém widywałam go dawniéj, i jakie, w szczególniejszy sposób, wzmagało podobieństwo jego do ślimaka. Zresztą, w fizyognomii i postaci mało znalazłam różnicy: twarz miał tak samo żółto-bladą, z wązkiemi ustami, które malowały i chytrość, i spryt zarazem, i tak samo nosił szafirowe okulary, z tą tylko różnicą, że teraz nietylko nie zsuwał ich na środek nosa, ale owszem, poprawił starannie, aby, jak najlepiéj zakrywały oczy. W skutek tego, ani koloru, ani wyrazu jego oczu dojrzéć było niepodobna.
Zwrócił twarz w stronę, w któréj siedzieliśmy wszyscy, szafirowe szkła swoje oprowadził po wszystkich twarzach, i postąpił ku nam krokiem powolnym, żadnego prawie nie wydającym szelestu.
— Przepraszam państwa — ozwał się, oddając nam ukłon — iż pomimo, żem widział ich przybywa-