warzystwa. Co do mnie, po cichu i nieznacznie notowałem sobie w pamięci wszystkie lekceważące spojrzenia i półsłówka, jakiemi mnie obdarzał świetny sąsiad, aż przyszła chwila, w któréj mogłem mu powiedziéć: „wychodź z domu twego na żebraninę i nędzę, ja jestem panem twego, utraconego przez cię, mienia!” I mocą bogactwa mego zamieszkałem w jego gotyckim pałacu, a gdy, o żebraczym niemal kiju, opuszczał swoją ojcowiznę, spytałem go: „teraz, kto z nas świetniejszy?”
Szczególna metarmofoza odbywała się w Henryku, gdy mówił te słowa. Powstał, wyprostował się, ceglaste plamy na policzkach ciemniejszego nabierały koloru, niewyraźny uśmiech stawał się coraz wybitniejszym. Po kilku sekundach milczenia, mówił daléj:
— Była w okolicy naszéj pewna panna, młoda, śliczna, zajmująca i dowcipna. Od piérwszego spojrzenia tak mi się podobała, że obawiałem się doprawdy, aby się nie stać romantykiem na dobre, i celu mego nie stracić z oczu. Doświadczyłem nawet kilka chwil prawdziwie uczuciowych i zdaje mi się, że parę razy spojrzałem na księżyc, myśląc, że i ona na niego patrzy! Była to wielka niedorzeczność z méj strony, przyznaję, niemniéj jednak popełniałem ją. Czyniłem więcéj: stawałem zawsze przy fortepianie, kiedy grała, i słuchałem jéj gry, jako zdecydowany konkurent; raz nawet, przypominam
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.