Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie, wydało mi się, jako-bym rozumiał muzykę — jéj muzykę. Była to panna, i bogata, i uboga zarazem, ponieważ matka jéj posiadała znaczne, ale mocno odłużone dobra. Te, pomimo tego kapitalnego, ciężącego na nich grzechu, mogły być dla mnie bardzo, z pewnych względów, korzystne, co godziło mnie do reszty z moim afektem. Oświadczyłem się. Powiedziałem, że kocham, i mówiłem prawdę; ale musiałem to powiedziéć w tak niezgrabny sposób, że śliczna panna rozśmiała się na głos, i odbiegając od krosienek, w których wyszywała, rzekła mi na pożegnanie: „daremnie przedłużali-byśmy tę rozmowę, która ani mnie, ani panu, przyjemną być nie może.” Oddaliłem się niepostrzeżony i nieżałowany, potém ożeniłem się nawet z inną, ale nie zapomniałem. Mocą bogactwa mego, zostałem panem mienia i losu matki ślicznéj panny i dałem do zrozumienia, że gdyby ona sama raczyła pomówić ze mną, a ja patrząc na jéj dumne czoło, zachmurzone przymusem, przenikając niepokojem przyśpieszone bicie jéj serca, odgadując łzę upokorzenia, która daremnie kryła się przed mém okiem pod jéj piękną rzęsą, to miał-bym przyjemność ukłonić się jéj i powiedziéć: Pani, jestem uniżonym jéj sługą, ale nie uczynię tego, czego ode mnie żądasz, i nie zostawię dachu nad głową twojéj matki. Nie wiedziałaś zapewne o tém, że obrażony konkurent, jakkolwiek na pozór blady i niczém się nie odznaczający, jest wielce niebezpieczném zwie-