— Staram się zawsze zostawać w zgodzie z prawem — odpowiedział na pytanie Rudolfa zupełnie obojętnie.
— I nigdy nie spotkałeś pan na drodze do swoich celów czegoś, przed czém-by zadrżała ręka twoja i sumienie? — ponowił pytanie Rudolf, głębiéj jeszcze wpijając się wzrokiem w twarz młodego człowieka.
Słaby odcień zwiększonéj bladości przemknął po twarzy Henryka, ale wnet ustąpił. Wskazał ręką na plikę papierów, które był przed chwilą wyjął z szuflady, a które, jak dymyślałam się, tyczyły się spraw mojéj matki, i odpowiedział z zimną krwią:
— Jestem w zupełnéj zgodzie z prawem.
Rudolf zdjął rękę z jego ramienia, odstąpił parę kroków i wyciągając wskazujący palec ku biurku, na które wprzódy z takiém patrzył wytężeniem, wymówił przytłumionym, przeszywającym głosem:
— A to biurko nic ci nie przypomina?
Na te słowa, ku wielkiemu memu zdziwieniu, Henryk zbladł i oparł się ręką o poręcz najbliższego krzesła. W tym samym momencie posłyszałam szelest kobiecéj sukni, i obejrzawszy się, zobaczyłam stojącą za progiem gabinetu Zosię. Chciałam się do niéj zbliżyć, ale dała mi ręką milczący znak, abym się nie ruszała i błyszczącym wzrokiem patrzyła w głąb’ pokoju.
Zarazem posłyszałam zimny, powolny głos Henryka, mówiącego:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.