Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

Rudolf wzgardliwém wejrzeniem orzucił go od stóp do głowy.
— Myszy! — rzekł — nie, nie myszy go zjadły. Posłuchaj, opowiem ci pewną anegdotkę. Do wielkiego i bogatego dworu przyszła raz wieść, że ojciec rodziny, dwór ten zamieszkującéj, zmarł daleko od niéj w cudzych zamorskich krajach. Wkrótce potém nadeszła noc. Wszyscy w domu usnęli. Żona i małe córki zmarłego płakały, ale dom był obszerny i odgłos ich łkania nie dochodził do jednego z pokojów, w którym stało biuro o dwóch źwierciadłach i sześcioramiennym świeczniku, utrzymywanym przez ręce bronzowe. Do tego pokoju wszedł młody człowiek i zbliżył się do biura, poruszył tajemną sprężynę i otworzyła się druga szuflada po prawéj stronie od góry. Sześcioramienny świecznik, gdyby mówić umiał, opowiedział-by ludziom, jak na sześciu płomykach, które w nim wtedy gorzały, płonął zwój papierów, zapisany ręką umierającego niemal człowieka, i jak potém zacny syn pobożnie zebrał popioły woli ojcowskiéj i, otworzywszy okno, rzucił je wiatrom jesiennym, aby bez śladu rozniosły je po świecie...
Rudolf urwał nagle i w pokoju stało się zupełnie cicho. Henryk zbladł znowu, palce obydwóch jego rąk konwulsyjnie zaciskały się około poręczy krzesła. Co do mnie, czułam dreszcze, przebiegające od stóp do głowy, i nie byłam zdolną słowa przemówić.