Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

sem z popiołów, w jakie ją zamieniłeś, i nie zjawi się przed tobą w postaci zbrodni, za jaką to prawo, na które powołujesz się teraz, ludzi twego gatunku okuwa w kajdany...
Teraz już ja pociągnęłam za sobą Zofią i wraz z nią przebiegłszy oszkloną galeryą, bezprzytomna prawie, upadłam w objęcia rzewnie płaczącéj Emilki.
— Byłam w przyległym pokoju — mówiła we łzach cała — i słyszałam całą waszę z Henrykiem rozmowę. Mój Boże! mój Boże! jak to okropnie miéć takiego brata! Chciała-bym natychmiast ztąd wyjechać, ale gdzież się podzieję? Wszak nie mam żadnego prawie funduszu! Zenia gdzieś za granicą, Zofia nawet odjedzie, a cóż ja nieszczęśliwa tu pocznę z nim — sama jedna!
Opowiadanie Rudolfa, które posłyszała, przejęło ją snadź taką obawą, że blada była bardzo i drżała całém ciałem. Uczułam dla niéj wielką litość, błękitne dobre jéj oczy, oblane łzami, niezmiernie były smutne.
— Jedź ze mną — rzekłam, ściskając jéj rękę — zamieszkasz z nami...
Wpatrzyła się we mnie ze zdziwieniem, jakby mnie rozumiała.
— Zamieszkasz z nami — powtórzyłam — ja i moja matka będziemy ubogie, ale podzielimy się z tobą ubóztwem naszém... Będziemy żyć razem i wza-