cie posłyszałam kroki dwóch mężczyzn, przechadzających się po sali jadalnéj. Byli oni już może tam od kilku minut lub więcéj, ale zajęta pisaniem nie usłyszałam ich wejścia. Domyśliłam się z łatwością, że był to Rudolf i Władysław. Rozmawiali z sobą pół głosem. Nie myślałam wcale słuchać ich rozmowy, niemniéj jednak, gdy się zbliżali do drzwi, w pobliżu których siedziałam, słuch mój, mimo mojéj woli, podchwytywał pewne wyrazy.
— I nie wiesz pan, gdzie jest teraz ta kobieta? — wymówił Władysław.
— Nie wiem — była przytłumiona odpowiedź jego towarzysza.
Po kilkunastu sekundach kroki ich znowu zbliżyły się do drzwi.
— Przy dzisiejszych środkach szybkiego przejazdu i czujnéj policyi, niéma na świecie osoby, któréj-by odszukać nie można — mówił znowu prawnik i wydało mi się, że tym słowom odpowiedziało tylko ciężkie westchnienie Rudolfa. Nagle słuch mój uderzyły zupełnie głośno wymówione przez Rudolfa słowa:
— Powiadasz, że znasz ludzi, ale czy możesz przewidziéć, jaki wpływ wywrze widok téj kobiety na człowieka, mego wieku i moich usposobień?
Stanęli.
— Więc pan się lękasz zobaczyć ją? — zapytał pan Władysław.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.