trzyłam na nią i więcéj, niż kiedy, spostrzegłam, że twarz jéj wśród snu nawet nosiła na sobie piętno niewymownego znużenia i smutku. Cera jéj zmięta była i powleczona bladawą żółtością, powieki od częstego snadź płaczu nabrały różowych brzeżków, usta straciły swój dawny ponsowy kolor. Zupełnie prawie była brzydką, a jednak było coś bardzo pociągającego w téj postaci, z rozpuszczonemi włosami, z rękoma splecionemi i przyciśnionemi do piersi, w niezmiernéj słodyczy i łagodności, okrążającéj blade jéj usta i leżącéj na czole. Sierotą była w całém znaczeniu tego wyrazu. Wszyscy bliscy jéj, albo ją odumarli, albo nie byli godni jéj przywiązania. Nikt jéj nie kochał i ona nie miała kogo ukochać.
A jednak miękkie, łagodne, rzewne to serce, zda się, stworzone było do kochania. Oprócz tego jeszcze, odarta przez brata, widziała się zagrożoną ubóztwem. Spojrzałam na jéj złożone ręce: białe były, drobne i delikatne. Wychowała się w bogactwie, nie wiedziała, co to praca.
Pochyliłam się i ustami przylgnęłam do jéj czoła. Serce moje rozszerzyło się i uderzało mocniéj. Pomyślałam, że przybyła nam jedna jeszcze istota, którą kochać i o któréj myśléć będę. Patrzyłam na Emilkę i zdawało mi się, że jest rodzoną moją siostrą.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.