Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.


XIV.

Nazajutrz wstałam bardzo rano i, po odbyciu zwyczajnéj krzątaniny po domu, otworzyłam cichutko drzwi sypialni mojéj matki. Nie spała już, a nawet była zupełnie ubraną. Siedziała na sofce ze złożonemi rękoma i książką do nabożeństwa na kolanach. Skinęła ku mnie głową i kończyła modlitwę... Uważałam jednak, że modliła się z roztargnieniem, więcéj machinalnie, niż szczerze, i że to jéj wcale nie uspokajało. Gdy zamknęła książkę, zwróciła się do mnie i rzekła:
— Mówiono mi, Wacławo, że panna Emilia S. przybyła tu wczoraj z tobą.
Usiadłam przy niéj i opowiedziałam, że biednéj Emilce bardzo źle w domu brata, że siostra jéj daleko, bratowa rozstaje się z mężem, że zatém, widząc ją płaczącą nad swém smutném położeniem, prosiłam aby zamieszkała z nami przynajmniéj do powrotu Zeni.
— Bardzo to nieuważnie zrobiłaś — przerwała moja matka; — zapomniałaś o tém, że same nie będziemy wkrótce miały żyć z czego, że za tém panna S. nie znajdzie u ubogich, jak my, kobiet, wygód i zbytków, do jakich przywykła...
— Ona sama jest ubogą — odpowiedziałam — i potrafi pogodzić się ze wszystkiém, byleby się czuła ko-