moję matkę i Emilkę, które powstały, aby ją powitać. Spostrzegłam odrazu, że miała przy pasku podróżną skórzaną torebkę, i że całe jéj ubranie oznaczało, iż puszcza się w niedogodną o téj porze roku, dość daleką podróż.
Zmieszanie jednak Zofii prędko minęło; postąpiła szybko i serdecznym ruchem wzięła obie ręce mojéj matki.
— Przebacz pani — wymówiła pewnym głosem — że tak często ją najeżdżam. Ale, oddalając się z tych stron na zawsze, postanowiłam sobie raz jeszcze widziéć się z panią i jéj córką...
Po tych słowach podała rękę mnie i Emilce, a gdy usiadła, matka moja rzekła, iż słyszała coś ode mnie o jéj postanowieniu opuszczenia domu pana S.
— Chociaż w istocie była-bym obłudną, gdybym wyrażała dla pana S. sympatyą i szacunek — mówiła daléj — chociaż z wielu względów nie mam prawa naganiać ci twego postępku; to jednak, powodowana dla ciebie życzliwością, zwracam uwagę twą na niebezpieczeństwo i burzliwość téj drogi, na jaką się puszczasz...
Twarz Zofii nieporuszoną była jak marmur, oczy jéj tylko zaiskrzyły się silniéj przy słowach mojéj matki:
— Niebezpieczeństwo! burze! — wymówiła Zofia, wzruszając ramionami — i cóż one znaczą w porównaniu z nikczemnością, jakiéj-bym się dopuściła,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.