już obudzona, z okropném poczuciem rzeczywistości... Niemniéj jednak, długo jeszcze marzyłam o śmierci... aż przyszedł czas, gdy przekonałam się, że nie przychodzi ona na zawołanie, a nawet pragnąć jéj przestałam, bo wraz z rozbudzoną energią wstąpiło we mnie poczucie i pojęcie życia, a im uśpienie moich sił żywotnych było głębsze, tém silniejsza nastąpiła reakcya...
Tu zatrzymała się, stanęła wyprostowana, z podniesioną głową, i z uśmiechem, w którym przebijała się duma, ironia i boleść zarazem, dodała:
— I oto mnie widzicie, panie, pod wpływem téj reakcyi, zbuntowaną, ale stanowczą. Niebezpieczeństwa i burze, jakie mnie czekają na téj drodze, na którą się puszczam, przyjmuję. Nie chcę dłużéj nosić więzów, na które wzdryga się moje serce, zrywam je i stawiam światu czoło. Niech mnie spotwarza, niech mnie kamienuje, nie obchodzi to mnie, bo czuję się niewinną. Człowiek musi iść za przeznaczeniem swojém. Mnie stworzono je sztuczném, odtworzę je sobie takiém, jakiém sama zechcę aby było. Nie mam już lat siedemnastu i nie jestem dzieckiem; jestem kobietą i uczynię, co zechcę, a jeśli cokolwiek złego uczynię, niech mi Bóg przebaczy i niech odpowiedzialność za moje życie spadnie na tych, którzy mu taki nadali kierunek...
Umilkła i przez parę sekund stała, jak posąg, nieruchoma, z ręką wyciągniętą energicznym gestem.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.