Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

rze, mieniła szczęściem mojém, a najpewniéj, aby się pozbyć kłopotliwéj nad sierotą opieki i w oczach świata pokazać się wspaniałomyślną i wielce dbałą o nią, bo wyszukującą dla niéj jak najlepszéj partyi. Familia moja! nie chcę ani jéj miłości, ani jéj protekcyi! Jeżeli dowiem się, że familia moja czuje się przeze mnie zmartwioną i zawstydzoną, doświadczę prawdziwéj ulgi. — Gdy to mówiła, łzy oschły na jéj policzkach, a na ich miejsce wystąpił szkarłatny rumieniec gniewu i brwi ściągnęły się z wyrazem nieprzełamanéj zawziętości.
Matka moja była bardzo wzruszona, z czułością wzięła obie ręce Zofii, i zapytała ją łagodnym głosem, czy i do brata swego, podobnie jak do całéj swéj familii, zrażoną się czuje? Wyraz wielkiego żalu wytrysnął na twarz Zofii i spędził z niéj uprzednie rozgniewanie.
— Brat mój! — mówiła czułym, wezbranym łzami głosem — brat mój! — powtórzyła, dłonią zakrywając oczy; — jedno tylko jego imię z pomiędzy wszystkich, którzy mi byli blizcy, zdoła mnie jeszcze rozrzewnić. Mój Boże! ja go tak kochałam! ja mu tak wierzyłam! dlaczegoż on nie zrozumiał mnie!
I z pomiędzy jéj palców zwolna wypłynęło kilka łez. Po chwili jednak odjęła rękę od oczu i twarz jéj pokazała się znowu biała i nieporuszona, jak marmur, tylko oczy iskrzyły się i mgliły naprzemian.