Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

ołówkiem, i o tém, co mi przed nadejściem dnia tego uczynić wypadało.
Nie wiem, czy to był wpływ smutnéj natury, któréj widok rozkładał się za oknem, czy czegoś innego; ale pamiętam, że miałam wielkie usposobienie do smutku. Broniłam się jednak od pokusy, i ile razy uczucie smutku bardzo już zaczynało mnie ogarniać, spoglądałam na drzwi, prowadzące do pokoju mojéj matki, i mówiłam sobie:
— Ej, Wacławo! czyliż jesteś tak niedołężną, abyś nie potrafiła być wesołą, nawet dla ulżenia téj, która tam taka smutna! Co to szkodzi — mówiła znowu pokusa — w samotności dać trochę folgę sersu i wyobraźni, pomarzyć, potęsknić, a nawet zapłakać, choćby chwilę? Gdy matka nadejdzie, ukryjesz łzy, uśmiechniesz się i, ku ulżeniu jéj smutkowi, pokażesz twarz wesołą.
Tak szeptała pokusa i skłaniała głowę moję do marzenia i w dół nachylała powieki, pod któremi wilgotniała łza. Lecz powiodłam rękę po czole, podniosłam oczy i patrząc na drzwi pokoju mojéj matki, powiedziałam sobie:
Nie poddawaj się Wacławo, pokusie, rozmarzeniu, do którego aż nazbyt skłonną jesteś z natury, i smutkowi, co cię zapewne owiewa od tych obłoków szarych, wron krakających nad dachem i tych drzwi, za któremi płacze może twoja matka. Posmucić się i zapłakać w samotności, to nic nie szkodzi istotnie;