Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

czuć było, iż brała źródło z rozpacznéj jakiéjś energii i niezmiernych cierpień wewnętrznych. Obejrzałam się wkoło, a przypatrując się skromnym i przyjemną ciszą napełnionym pokojom, jasnym główkom dziecięcym, tulącym się z miłością do piersi ojcowskiéj, i ślicznéj twarzyczce Madzi, pomyślałam sobie, iż ciężko zaprawdę musiało być człowiekowi, znękanemu życiem i szukającemu już tylko spokoju, odrywać się od tego rodzinnego gniazda i jechać znowu w świat, po co? nie wiedziałam, ale domyślałam się z owych kilku słów zasłyszanych, że po nowe cierpienia i niepokoje. Musiał to być jakiś wielki błąd do naprawienia i wielka do wynagrodzenia krzywda, skoro aż takiéj wymagała ofiary. Domyślałam się, że ofiara ta miała na celu matkę moję i mnie, a może i kogoś więcéj jeszcze; dała-bym wiele, abym mogła odwrócić pana Rudolfa od myśli jéj spełnienia; ale nie czułam się w prawie pytać, nie śmiałam pytać i nie posiadałam zresztą żadnéj rękojmi dla trafności domysłów moich. W ciągu wieczora siedzieliśmy przy kominku we troje; dzieci przeglądały zdala od nas książeczkę, którą im przywiozłam. Opowiadałam Rudolfowi moje zamiary na przyszłość, i plan, według którego urządzić miałam sposób życia swój i tych, z którymi żyć razem będę. Słuchał mnie z wielką uwagą, udzielił mi kilku rad bardzo trafnych i praktycznych, i przyrzekł, że gdy będziemy odjeżdżały, przeprowadzi nas aż do W., i pomoże mi