Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

wesołość i zatrzymywał na naszych ustach słowa i uśmiechy. Binia z uwagą przypatrywała się jéj przez okulary, a po skończonéj herbacie rzekła, iż czas jest, aby matka moja udała się na spoczynek. Uważałam, iż miała nadzieję, że pokój mojéj matki starannie i według moich instrukcyi ze stosunkowym urządzony zbytkiem, lepsze na niéj wywrze wrażenie, niż całość mieszkania, poprawi jéj humor i wleje w nią to uspokojenie, jakiego doświadczyć może osoba smutna, kiedy się ujrzy przedmiotem wyłącznéj czułości i starań. Wszakże oczekiwanie to omyloném zostało. Pokoik mojéj matki wygodny był, ale mały; ładnie i przytulnie, ale niekosztownie i nie błyszcząco urządzony. Ogromna zachodziła różnica pomiędzy nim, a wytwornym apartamentem, składającym się z obszernéj sypialni i kilku gabinetów, w jakim matka moja zwykła była dotąd przepędzać samotne swe godziny. To téż stanęła na progu, tém samém przygnębioném spojrzeniem orzuciła kobierzec zaściełający posadzkę, jakiemu podobne miewała dotąd zaledwie w przedpokojach, kotarę u łóżka zgrabnie zawieszoną, ale z taniéj wełnianéj materyi, firanki nie jedwabne także, sprzęty nie palisandrowe i nie rzeźbione, lubo zgrabne i miękkie; a gniazdko to, które ja z taką miłością uściełałam dla niéj w myśli, a do którego Binia przyłożyła tyle czułego i pojętnego starania, musiało wydać się jéj wielce nędzném i smutném, bo, skinąwszy nam