Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

obojętnie głową na dobranoc, z pognębieniem zbliżyła się do źwierciadła i zaczęła rozpuszczać swe olbrzymie warkocze. Sądziłam, iż najlepiéj będzie, jeśli ją tym razem pozostawimy saméj sobie, wierzyłam jeszcze w to, że, zostawszy samą, odkryje przecie w urządzeniu swego pokoju ślady mojéj serdecznéj o nią troskliwości i że to ją pocieszy i uspokoi. Zresztą na klęczniku leżały przywiezione przez Binię książki jéj do nabożeństwa: wiedziałam, że mianowicie od pory, w któréj się zaczęły jéj nieszczęścia, modliła się często i długo, miałam więc nadzieję, że rozmowa z Bogiem zbawienniéj na nią podziała, niż rozmowa z nami; lubo z innéj strony uważałam już była nieraz, iż modlitwa rzadko ją pocieszała, może dla tego, że umysł jéj nieskłonnym był do dewocyi, a nie przywykłym do skupienia się i rzetelnego oderwania się od rzeczy i uczuć ziemskich. W czasie więc, gdy Binia krzątała się około rozłożenia naszych rzeczy i układania ich w szafy i komody, przeszłyśmy z Emilką do pokoju, przeznaczonego dla nas, i z cicha rozmawiając, wydobywałyśmy z kufrów podróżnych nasze książki, nuty, roboty i układałyśmy to wszystko na politurowanych półkach, zapełniających trzy ściany sypialni. Pod czwartą stały dwa nasze czysto zasłane łóżka, ze zgrabnemi stoliczkami obok, a pośrodku było dość duże, wychodzące na dziedziniec, okno, przyozdobione białą muślinową firanką, zieloną grubą roletą i dwoma wazonikami