Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiedziałam już doprawdy, co czynić; zapominając o mojém postanowieniu nieroztkliwiania się, upadłam przed nią na kolana, i starając się pochwycić jéj ręce, błagałam ją najczulszemi wyrazami, aby się uspokoiła i z chłodném zastanowieniem się rozważyła nasze położenie, które wcale nie było tak rozpaczliwe, jak się jéj wydawało. Nie odpowiadała, nie dawała mi swych rąk, któremi sobie ciągle twarz zakrywała i usuwała się ode mnie, abym nie mogła otoczyć jéj ramionami memi. Znając ją zawsze tak łagodną i dumną, nie przypuszczałam nigdy, aby dojść mogła do tak zupełnego zatracenia saméj siebie, i drżałam cała, tak z żalu, jak z obawy, aby ten gwałtowny wybuch, długo znać powstrzymywanych uczuć, nie nadwerężył jéj zdrowia. Nagle poczułam się ujęta za ramię. Była to Binia, która objęła mnie wpół i podniosła z klęczek, a potém wzięła za rękę i przemocą prawie wyprowadziła z pokoju. Twarz jéj, zwykle tak spokojna i łagodna, miała wyraz głębokiéj rozwagi, a zarazem lekkiego gniewu.
— Ochłoń z żalu i spocznij — rzekła do mnie, gdy znalazłam się już w moim pokoju — połóż się i zaśnij, bo jesteś i tak zmęczona podróżą i możesz zachorować. Ja sama uspokoję twoję matkę. Spuść się na mnie. Jak ciebie, tak i ją wyhodowałam prawie na moich rękach.
Rzekłszy to wzruszonym głosem, nim opamiętać się i odpowiedziéć mogłam, Binia cofnęła się do po-