Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

niedawno w mieście, a o którém wczoraj słyszałam od Bini. Patrzyła na mnie z razu z lekkiém zdziwieniem, bo może spodziewała się zobaczyć mnie po wczorajszéj scenie smutną i zażaloną; objęła wreszcie moję szyję i w milczeniu kilka razy pocałowała w czoło. Podskoczyłam z radości i wprowadziłam ją do bawialnego pokoju. Przez dwa niewielkie, ale czyste i światłe okna, wnikało parę promieni zimowego słońca i wesoło igrało na białych firankach. Przy stole, zastawionym przyrządami do herbaty, stała Emilka, zupełnie już ubrana, i z pogodną twarzą rozmawiała z Binią, która kończyła ostateczne opylanie błękitnych sprzętów. Gdy zobaczyła nas wchodzące, postawiła imbryk z herbatą, którą zaczęła była urządzać, podbiegła i ucałowała rękę mojéj matki, Binia zaś zbliżyła się, i poprawiając fałdy jéj sukni, popatrzyła na nią z za okularów swoim poczciwym, troskliwym wzrokiem. Na ustach matki mojéj wykwitł uśmiech, słaby wprawdzie, ale piękny, w oku jéj zaświeciła łza nie taka, jakich potoki wylewała wczoraj w przystępie rozpaczy i trwogi, ale rzewna, dobra, taka, która nie pali, ale ochładza. Cała prawie godzina zeszła około samowara na swobodnéj rozmowie, do któréj kilka razy, ku wielkiéj mojéj pociesze, wmieszała się i moja matka. Ale gdyśmy powstały od stołu, zbliżyła się do okna i zapuściwszy wzrok w zaułek, na którym znajdywało się nasze mieszkanie, pobladła znowu i zacisnęła usta z gory-