Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

czą. Tak, nie była to ta główna pełna ruchu ulica miasta, na którą wychodziły liczne, adamaszkowemi firankami ozdobione, okna dawniejszego naszego mieszkania. Wązkie przejście, leżące teraz u stóp kamienicy, w któréj mieszkałyśmy, czyste było i białym śniegiem zasłane, ale puste i milczące. Po śniegu ślizgały się tylko promienie słońca, zasypując ziemię migotliwemi rojami iskier i brylantów, a naprzeciw, za czystą szybą okna kamienicy, stojącéj z drugiéj strony zaułka, widniała siwowłosa głowa jakiegoś starca i z przeciwległéj bramy wybiegła młoda i zgrabna, w skromne futerko otulona panienka, i żywym krokiem przemknęła zaułkiem. Binia, która w téj chwili spojrzała przez drugie okno, powiedziała nam, że siwowłosy starzec, to stary dymisyonowany urzędnik jakiś, a młoda panienka, która tak spiesznie pomknęła ku miastu, to wnuczka jego, dająca lekcye muzyki i śpiewu i utrzymująca tém siebie i dziadka. Powiodłam wzrokiem po oknach przeciwległych kamienic i pomyślałam, że za każdém z nich mieszka zapewne jakiś wędrowiec, drogą podobną postępujący; w górze, po nad oknem, przeświecającém głową sędziwego starca, zobaczyłam za szybami rękę męzką w białym rękawie, zamaszyście a szybko wywijającą szydłem. Nieco daléj, na tém samym piętrze, leżała tuż za szybą spora książka, a przy niéj zabłyszczały parę razy guzy od studenckiego munduru.
Żywo włożyłam futro i kapelusz i wyszłam na