Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

spojrzała na mnie z pogodą i chlubą. Wtedy zdawało mi się, że anioł spokoju wstępował w pierś moję i pieścił mi serce puszystém skrzydłem; skrzydła téż czułam u ramion, nucąc zbiegłam ze wschodów, i lekkim krokiem przebiegając ulice, okrywałam mury starego grodu spojrzeniami, w których tkwiła pogoda, odbita z rozjaśnionego wzroku méj matki.
Kiedy czytywałam jéj na głos, spostrzegłam nieraz, że przestawała mnie słuchać i zapadała w zwykłą sobie posępną zadumę; ale daleko częściéj czułam wzrok jéj, utkwiony w moję twarz, i uwagę na mój głos pilnie zwróconą. Zdarzało się, że przez parę godzin nie przerywała mi czytania ani jedném słowem; ale bywało także, iż kładła rękę na książce i zwolna, łagodnie zaczynała rozmawiać ze mną o jéj treści i innych, wypływających z niéj, przedmiotach. Wtedy nie mogłam nie podziwiać pięknego jéj umysłu, pojętnego i ozdobionego wielu wiadomościami, lubo na chybił trafił uzbieranemi; miłéj wymowy, która sączyła się z jéj ust płynnym i słodkim potokiem zdrowego sądu; nareszcie i ciepłego uczucia, z jakiém wyrokowała o ludziach i ich sprawach. Nie dziwiło mnie wcale, że wielu pojęć i zdań swoich nie umiała zastosować do siebie saméj tak, aby rządziły jéj życiem; bo wiedziałam, jakie przyczyny osłabiły w niéj wolę i w piękną jéj duszę wlały jad próżności i miłości połysków: ale uwielbiałam w niéj tę żywotność natury, przez którą przy-