Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

z nami parę godzin, mówił wiele o rozmaitych przedmiotach, ale o Zofii nie wspomniał ani razu. Dopiero żegnając mnie i Emilkę, wymówił głosem, który pomimo, że chciał uczynić obojętnym, dźwięczał miękko i smutnie:
— Może panie zechcecie odwiedzić panią Zofią... ona pędzi tu życie tak samotne...
A gdy odpowiedziałyśmy, że chętnie to uczynimy, i że nawet uczyniłybyśmy już to oddawna, gdyby nie brak czasu przy nowych zajęciach, dał nam kartkę z jéj adresem. Adres ten wskazywał skromny domek, położony na jedném z przyjemnych, ale bardzo miernéj zamożności, przedmieść. Domyśliłam się ztąd, że Zofia nie musiała odzyskać swego majątku, i że położenie jéj było, jeśli nie opłakane, to przynajmniéj bardzo trudne. W parę dni potém, w niedzielę, wybrałyśmy się z Emilką w odwiedziny do Zofii. Matka moja sama zachęcała nas do téj wycieczki, szczerze współczując nieszczęśliwéj młodéj kobiecie. Znalazłyśmy Zofią w ładniutkiém, ale ciasném mieszkanku, o trzech małych pokojach, i z jedną służącą, która pełniła około niéj wszystkie posługi. Przyjęła nas uprzejmie, ale bez serdeczności. Powiedziała nam u wstępu, że nie spodziewała się, abyśmy do niéj przyszły, a gdyśmy ją zapytały o powód téj wątpliwości, odpowiedziała żywo:
— Powinnyście się same domyśléć tego powodu. Jesteście młode i wolne, a chociaż nie posiadacie fun-