już zieleni; góry stroiły się codziennie w coraz gorętsze blaski; błękitna rzeka odbijała w przezroczystych falach niebo bez chmury i wieżyce świątyń, złotemi krzyżami wzbijające się pod obłoki.
Matka moja nie mogła dłużéj oprzéć się pokusie wiosny, i parę razy w towarzystwie mojém i Emilki wyszła na przechadzkę. Mieszkanie jednak nasze daleko było położone od ogrodu i wszelkich miejsc sposobnych do przechadzek, a uważałam, że przebywanie ulic, które nas z miejscami temi dzieliły, nużyło moję matkę fizycznie i moralnie. Wychodziła téż bardzo rzadko i coraz częściéj zaczęła uskarżać się na bóle głowy, spowodowane brakiem powietrza i ruchu.
Złożyłyśmy więc walną naradę z Binią i Emilką, na któréj postanowioném zostało, że musimy wynaléźć inne mieszkanie, położone w bardziéj otwartém miejscu, pomiędzy ogrodami i w pobliżu rzeki, gdyby to być mogło, — takie, słowem, które-by dostarczyło mojéj matce możności używania świeżego powietrza i ruchu, bez narażenia jéj na chodzenie po bruku ulic i, przykre dla niéj, wystawianie się na widok publiczny.
Jak powiedziałam, tak się i stało. W parę tygodni po walnéj naradzie, zostałyśmy ze wszystkiemi naszemi sprzętami i manatkami przeniesione na jedno z przedmieść miejskich, do milutkiego domku o pięciu pokoikach, otoczonego rozkosznym ogródkiem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.