nieraz rzeczy, pobudzające umysł do głębokich uwag, albo wyobraźnią do rojenia wesołych, rzewnych lub poetycznych obrazów.
Matka moja całe prawie dnie przesiadywała na ganku, oplecionym dzikim winogradem, albo przechadzała się po ogródku; była zupełnie zdrowa i coraz spokojniejsza. Wszystko więc szło dobrze i lato dochodziło do połowy.
Pewnego dnia, gdy po obiedzie wszystkie razem siedziałyśmy w bawialnym pokoju i matka wybierała kwiaty, które układała w bukiet, ja czytałam głośno, Emilka z kartonów wyklejała tekę, Binia zajęta była robotą, — tuż pod naszemi oknami rozległ się turkot szybko nadjeżdżającego powozu. Potém tak prędko, że nie zdołałyśmy wyjrzéć przez okna, otworzyły się ze stukiem drzwi bawialnego pokoju i stanął w nich wysoki lokaj, ubrany w piękną liberyą. Wymienił nazwisko mojéj matki i zapytał, czy tu znajduje się jéj mieszkanie, a po otrzymaniu twierdzącéj odpowiedzi cofnął się do przedpokoju. W parę sekund zaszeleściały jedwabie i do pokoju wbiegła młoda kobieta, w białym kapelusiku i sukni jasnéj barwy, o długim, szeleszczącym ogonie. Emilka wydała okrzyk radości i rzuciła się w obięcia przybywającéj.
Była nią Zenia.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.