— Ależ zawsze... — wymówiła, jąkając się — miałabyś położenie w świecie... stanowisko...
— I chciała-byś naprawdę, abym dla stanowiska wyszła za mąż bez miłości...
Zenia drgnęła na ten ostatni wyraz.
— Bez miłości... bez miłości... — powtórzyła parę razy. — Tak, ty możesz jeszcze marzyć o miłości...
Wzniosła w górę oczy, jak zawsze, gdy była czémś przejętą lub wzruszoną, i stała przez chwilę na środku pokoju, pogrążona w rodzaju niemego uniesienia.
— Miłość — mówiła po chwili, splatając ręce przed sobą i przyciskając je do piersi — o! moje drogie, powiedzcie mi, gdzie się znajduje na ziemi ten kwiat zaczarowany, bom ja go nie widziała nigdy, a jeśli widziałam, to nigdy nie dostrzegłam. Pokażcie mi go, a pójdę ku niemu przez głogi i ciernie, pokrwawionemi stopami i z gorejącém sercem! Miłość! jakiż wyraz wymówiłaś, Emilko! dlaczego dźwiękiem jego zbudziłaś drzemiącą strunę mojéj duszy? O, masz słuszność! dla miłości można wyrzec się bogactwa i wszystkich powabów życia, można wyrzec się nawet samego życia. O, kochać i być kochaną chwilę... chwilę tylko zaznać tego niebiańskiego szczęścia, a potém... umrzéć!
Wymówiła to wszystko z wielkim zapałem, policzki jéj rozpłomieniły się, rozgorzały oczy. Skoń-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.