Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

piérwszą stronicę, Zenia porwała się z twarzą zapłonioną, jak szkarłat, i wyrwała mi książkę z ręki. Potém stanęła na środku pokoju i twarz nią sobie zakryła.
— Co to się znaczy, Zeniu? — spytała Emilka, zdziwiona postępkiem Zeni i nagłym, a tak silnym jéj rumieńcem.
— Nic, nic — odpowiedziała Zenia, ochłonąwszy nieco, i podniosła twarz, oblaną w téj chwili marzącym wyrazem; — obawa mnie jakaś zdjęła i wstyd, gdy zobaczyłam, że Wacława przeglądać ma te pisma. — Przystąpiła do mnie z uśmiechem i wilgotnemi oczyma.
— Weź, weź tę książkę — rzekła — przeczytaj ją, a potém powiész mi, jak ci się podoba to, co w niéj znajdziesz. Powiesz mi, czy zrozumiałaś serce, które nakreśliło na tych stronnicach marzenia swe podniebne, zawiedzione nadzieje, tęsknoty swe do miłości i... Powiesz mi, czy istota, która to pisała, może jeszcze spodziewać się czegokolwiek na ziemi? Czy rozkwitnie dla niéj cudowne kwiecie szczęścia i miłości, czy już tylko przyjdzie jéj życie całe tęsknić po przeczutym a nieznanym raju?...
Rzekłszy to, oddała mi książki, i kryjąc twarz w dłonie, odbiegła do siostry, z którą znowu rozmawiać zaczęła, od czasu do czasu rzucając na mnie przelotne wejrzenia.
Któżby się po tém wszystkiém nie domyślił, że owe