Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

się radośnie. Zenia, nie ruszając się z miejsca, wyciągnęła do niego rękę i wyrzekła z uśmiechem:
— Michasiu! mamy gości!
Pan Michał jeszcze nie spojrzał na nas, tylko szybko i z ruchem, który niekoniecznie mógł nazwać się zgrabnym, zbliżył się do żony i kilka pocałunków wycisnął na podanéj sobie rączce.
— Michasiu! mamy gości! — powtórnie upomniała go żona; tym razem już było trochę niecierpliwości w jéj głosie.
— A, przepraszam, przepraszam! — zawołał z pomieszaniem, odwracając się do nas. — Co widzę? Panna Emilia i panna Wacława! Ach! tak, żona moja mówiła mi wczoraj, że panie przyrzekłyście dzisiejszy dzień z nami przepędzić! Jakże dawno nie widziałem się z paniami! jakże się panie mają?
Mówiąc to, chwycił się obu rękoma za poręcz fotelu, potém poprawił sobie niemi krawat, który i bez tego w należytym zostawał porządku, potém schował je do kieszeni, i tak na chwilę wstrzymawszy poruszenia drogocennych organów pracy człowieczéj, popatrzył na nas przez parę sekund w milczeniu. Poczém, jakby nagłą a serdeczną powodowany myślą, zbliżył się i pocałował nas obie w ręce, a gdy witałyśmy go wzajemnie przychylnemi wyrazami, ukłonił się nam kilka razy i usiadł, fotel swój przysunąwszy najprzód do fotelu swéj żony, jak można było najbliżéj.