piérwsza — ale nie wiem dobrze, co jest w tobie takiego, czego twój mąż nie rozumié...
Zenia zmieszała się trochę.
— Ja pragnę miłości... — wyszeptała cichutko.
— Alboż pan Michał cię nie kocha? — zagadnęła Emilka.
— O, nadzwyczajnie! miłość jego dla mnie nietylko nie zmniejszyła się od czasu, jakeśmy się pobrali, ale wzrasta z dniem każdym; nie możecie nawet wyobrazić sobie, jaki on dla mnie dobry.
— A więc ty go nie kochasz? — zagadnęłam z kolei.
Zenia zarumieniła się szkarłatem, spuściła głowę i oczy i milczała.
— Może spostrzegłaś w mężu twym coś, co ci nie pozwala zupełnie go szanować? — smutnie spytała Emilka.
Zenia energicznie podniosła głowę.
— O nie, nie! — zawołała — jak względem mnie, tak względem wszystkich, jest on najlepszym, najgodniejszym człowiekiem!...
— A jednak te zalety wcale cię dla niego nie zjednały.
— I owszem — wymówiła Zenia, po chwili namysłu — mam dla niego szczerą przyjaźń, wielką wdzięczność i tak się do niego przywiązałam, że ile razy rozstawaliśmy się na jeden dzień, nie mogłam sobie dać rady, tak mi było bez niego nudno i tęskno.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.