— A jednak...
— A jednak — przerwała mi Zenia — to uczucie, jakie powzięłam dla Michała, jest tak spokojne, chłodne, powszednie, że wcale nie zaspakaja pragnień mego serca. Tęsknię do silnych wzruszeń, tych niezmiernych trwóg, radości i cierpień, jakie daje miłość, któréj nigdy niedoświadczyłam, ale o któréj tyle słyszałam, czytałam, którą przeczuwam. Widmo téj miłości gonię w gwarach i tłumach światowych, o niém śnię w chwilach samotnych; wyrzucam to sobie, a nie mogę się od tych rojeń obronić. Czuję się winną względem Michała, a jednak nie może być inaczéj... to wszystko mnie dręczy, spokoju nie daje, psuje humor i prędko do grobu mię sprowadzi.
Ostatnie wyrazy ułagodziły nam znacznie przykre wrażenie, jakiego doznałyśmy przez wyznanie Zeni. Na wzmiankę o grobie, nie mogłyśmy obie z Emilką powstrzymać się od uśmiechu. Zenia nie spostrzegła tego. Wpatrzyła się w księżyc, który widniał za wielkiemi szybami okien, a twarz jéj okryła się znaczącym wyrazem. — Czy pamiętacie, ukochane moje — stłumionym mówiła głosem — czy pamiętacie tę dawną, dawną rozmowę naszę, w któréj pytałyście mnie co uczynię z mojém sercem, jeśli wyjdę za mąż bez miłości? Odpowiedziałam wam, że zawieszę je na promieniu księżyca i żywić będę poezyą, marzeniem, rosą i słanemi zdala westchnieniami bohaterskiego kochanka... Otóż, drogie moje, przekonałam
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.