Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeki błękitnéj, a z rana, po spoczynku nie przerywanym żadnemi złemi snami, witałyśmy się wzajem serdeczném dzień dobry, i szłyśmy każda do swéj pracy, aby w połowie dnia zejść się znowu i zasiąść do stołu, ze swobodną pogadanką na ustach i spokojem w sercach.
Matka moja zaczynała już przyzwyczajać się do życia bez burz i wstrząśnień, jednostajnego i cichego, ale urozmaiconego tém, co każda z nas wydobywała sama z siebie, i ozdobionego wzajemném do siebie przywiązaniem osób, które żyły pod jednym dachem, gdy pojawienie się Zeni wlało znowu w jéj umysł żywioł niepokojów i żalów, nasuwając jéj przed oczy to wszystko, co utraciła, o czém zdawało się, że zapominać zaczynała, ale co stanowiło znać siłę niezwyciężoną jeszcze.
Bądź co bądź, i mój spokój został zachwianym; przez kilkanaście tygodni wzrokiem pełnym niepokoju śledziłam chmury, które to ciążyły na czole mojéj matki, to znikały, aby się znowu pojawić. Wszelkich téż dokładałam usiłowań, aby miłością moją rozgrzać przytłoczone jéj serce, a myślą wniknąć w jéj umysł, wnosząc weń pogodę i światłe pojęcia.
Nowa zmiana, jaka zaszła w domowém naszém kółku, dzielnie dopomogła tym staraniom moim.