Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.


XXI.

Był to jeden z wieczorów wczesnéj jesieni; do pokoju wpływały przez otwarte okna strugi świeżego, ożywczego powietrza i barwiste światło, jakiém promieniał na zachodzie szeroki pas z purpury i złota. Matka moja siedziała na sofie, i wpół serdecznym, wpół ciekawym wzrokiem wpatrywała się w stojącego przed nią młodego mężczyznę, w którego i ja wpatrywałam się, stojąc u okna, wpatrywała się także i Emilka, kryjąc się nieco za mnie, i twarz swą, oblaną rumieńcem, bojaźliwie nieledwie wysuwając z za mego ramienia.
Gościem naszym był dwudziesto-kilkoletni młodzieniec, z płowemi włosami i błękitnemi, pogodnemi oczyma, z czołem białém, a twarzą ogorzałą, z wesołym uśmiechem na purpurowych ustach, z muskularnemi, zgrubiałemi nieco rękoma.
Stał on przed moją matką i patrzył na nią, a potém wzrok swój na mnie przenosił. Radość szczera promieniała na czerstwéj jego twarzy, a w oczach kręciła się drobna łza rozrzewnienia. Był to Franuś...
Matka moja wiedziała już ode mnie, że został rzemieślnikiem, ale wyobrażała sobie, że ta zmiana stanu, jakiéj uległ, musiała go wiele kosztować i spodziewała się zapewne zobaczyć go zgnębionym, upo-