Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

lił się nieco i wskazał mi dwie mrówki, które po powierzchni mchu dążyły do niedaleko ztamtąd widniejącego mrowiego gniazda. — Patrz — rzekł do mnie — jeden z tych owadów, silny i duży, ciągnie za sobą wielką i ciężką gałęź, drugi, młodszy znać, mniejszy i słabszy, niesie drobne mchu ździebełko. Ale, jak jeden, tak drugi, owoce pracy swojéj niosą gniazdu swemu, które nie mogło-by się obejść tak bez téj jędrnéj i bogatéj gałęzi, jak bez miękkiéj mchu odrobiny. Czy mała ta mrówka może stać się wielką, skoro natura nie utworzyła jéj taką? Czy powinna ona wstydzić się tego i boléć nad tém, że, gdy silniejsza jéj towarzyszka dźwiga i nosi znaczne ciężary, ona zdolna tylko drobne gniazdu swemu przynosić usługi? Nie, ona pracuje wedle sił i natury swojéj, a dzięki téj pracy swéj, ma prawo szukać w swojém gnieździe spokojnego przytułku, bo nie jest w niém pasożytem, ani nieużytecznym zjadaczem cudzych płodów.
Matka moja z coraz większém zajęciem przysłuchywała się podobnym rozmowom, prowadzonym często pomiędzy mną, Emilką i Franusiem.
— A — mówiła — składacie inny świat... Wprowadzacie mnie do innego świata...
Franuś, zajęty pilnie swemi robotami, niezbyt częstym bywał u nas gościem. Niedziele wszakże, święta, a niekiedy i wieczory dni powszednich, przepędzał z nami. Wtedy zawiązywały się pomiędzy