Nowy jednak wypadek, jaki zaszedł w życiu naszém domowém, położył koniec tym moim nadziejom. Na początku zimy pan Rudolf odwiedził nas w przejeździe za granicę, i zostawił u nas, „swego skowronka i swoję różyczkę” uroczą, prześliczną Madzię. Matka młodéj dziewczyny i Rozalia pozostały w Rodowie, dokąd zabrały i młodszą siostrę Madzi; téj zaś ulubienicy swojéj, tego najdroższego dziecka swego, pan Rudolf nie chcąc zostawić pod szkodliwym wpływem matki i starszéj siostry, polecił ją naszéj opiece. Chętnie przyjęłyśmy pod dach nasz to śliczne i świeże dziecię, tém bardziéj, że obie z moją matką domyślałyśmy się, iż podróż pana Rudolfa nas miała na celu. Odjeżdżał ożywiony dziwną energią. Przygnębienie, jakie cechowało go wprzódy, zniknęło bez śladu; zdawał się być odmłodzonym o lat wiele.
A jednak w oczach jego, obok gorączkowo niemal rozbudzonego życia, grał smutek wielki, głębszy może jeszcze, niż wprzódy. Żegnając się z córką i z nami, blady był bardzo, ale ani na chwilę nie wydał się z bolesném wzruszeniem, które jednak baczne oko z łatwością odgadnąć w nim mogło. — Powrócę — mówił do nas pewnym głosem — nie prędko może, ale powrócę, muszę wrócić, bo podróż moja ma na celu dopełnienie obowiązku, naprawienie krzywdy, która przeze mnie się stała... Ufam, że dozwoloném mi
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.