Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie uczynić to i wrócić do dzieci moich, pod mój dach cichy, pod którym chcę umrzéć.
Po odjeździe ojca, świeża twarzyczka Madzi powlokła się smutkiem i bladością, niemniéj jednak, po piérwszém spojrzeniu, jakie zamieniła z Franusiem, po piérwszéj rozmowie, jaka zawiązała się między nimi, nieśmiałéj, przerywanéj milczeniami, w czasie których twarz dziewczyny oblewała się purpurą, a oczy Franusia ciskały iskrami, poznałam, że kochać się będą. Tego dnia Franuś późniéj, niż zwykle, nas opuścił, a ostatnie spojrzenie jego upadło na Madzię, która, spłoniona jeszcze cała od przedchwilowéj z nim rozmowy, stała strwożona, jak dziecię, promienna, jak dziewica, po raz piérwszy poczuwająca w sobie tchnienie miłości, i dwojgiem czarnych nieśmiałych oczu słała mu wyrazy: wracaj coprędzéj! Spojrzałam na Emilkę i przelękłam się bladości jéj twarzy, którą kryć usiłowała w muślinową firankę u okna. Wyciągnęła jednak rękę do Franusia i uprzejmym, pewnym głosem, życzyła mu dobréj nocy; potém zbliżyła się do Madzi i uścisnęła ją. Uważałam, że uczyniła to ostatnie nie bez pewnego wahania i z widoczną walką.
Téj nocy słyszałam Emilkę płaczącą długo i po cichu... I ja także nie spałam, a zdawało mi się, że mam dopiéro lat ośmnaście, z taką siłą i świeżością uderzyło mi serce, tyle cudownych obrazów i marzeń tłoczyło się do głowy, łamiąc się z zimną rozwagą,