sen piękny, i zapomniéć o nim... Nie mogłam. Przypominały mi go nagłe ukłucia, które poczuwałam w sercu, błyskawice, co mi się przesuwały przed oczyma, fale tęsknoty, co mi przypływały do piersi i tamowały oddech. A jednak zmuszona byłam ukrywać to wszystko starannie, aby nie zakłócać innym spokoju, tém bardziéj, że widziałam, jak wzrok mojéj matki z trwogą zatrzymywał się na mojéj twarzy zmienionéj.
I miałam wtedy dni ciężkiéj walki. Nie pamiętam, ile tygodni i miesięcy trwały one, ale wiem, że trwały długo, że zużyłam na nie wiele wysileń energii, łez tajemnych i powierzchownych uśmiechów, i że zaznaczyły się one w mém życiu pasmem chwil, dziwnie splecionych z tajemnych płomieni i zewnętrznéj pogody.
Życie człowieka, który każdodzienną pracą wyrabia sobie każdodzienny kawałek chleba, podobne jest do wody, płynącéj cicho i równo; któż wié i dojrzy, co tam dzieje się na głębinach? Może tam fale toczą się po dnie kamienistém z trudem i szumem głuchym, może powstają tam tysiące istnień tajemniczych, skrytych pod szarą obsłoną powierzchni, więdnących i umierających bez wiadomości o tém światła dziennego, które nie przenika tych głębin? Ale