wyraz twarzy objawiał pewne zmieszanie i zawstydzenie.
Nazajutrz znalazłam ją zajętą haftowaniem sukni, którą, bogata jakaś i lubiąca stroje pani, za pośrednictwem Zeni, powierzyła naszéj miłéj haftarce i krawczyni. Madzia siedziała tuż obok, i zajęta taką samą robotą, z figlarnym uśmiechem spoglądała od czasu do czasu na pilnie pracujące ręce mojéj matki. Haftowała w istocie wprawnie i ładnie. Gdy spostrzegła, że weszłam do pokoju, podniosła głowę i rzekła wesoło:
— Ty, Wacławo, co tak zwykle napadasz na uniwersalne uczenie haftu młodych panien, powinnaś teraz pogodzić się z tą umiejętnością. Widzisz, posłużyła mi ona do wydobycia się choć trochę z roli trutnia, jaką pomiędzy wami odegrywałam.
Odtąd przez parę godzin codziennie dzieliła pracę z Madzią, coraz częściéj zaglądała do kuchennego i śpiżarniowego królestwa Bini. Ogródek nasz, którego głównemi opiekunkami były Madzia i Emilka, zaczynał ją coraz więcéj zajmować, a pewnego dnia znalazłam ją przy fortepianie, z widoczną przyjemnością przeglądającą i probującą moje nuty.
— Zaniedbałam muzyki — rzekła — a chociaż po prawdzie nigdy nie byłam artystką, muszę jednak odnowić znajomość z klawiszami. Dobrze to będzie niekiedy zagrać coś dla was, gdy będziecie usposobione do słuchania muzyki, albo w czasie twojéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.