w niéj wróżbę upragnionéj, szczęśliwéj przyszłości. W istocie bowiem matka moja, zmieniona w swych wyobrażeniach, otrząśnięta z nałogów i zamiłowań, nabytych w przeszłości, nie mogła prędzéj czy późniéj nie podać ręki człowiekowi, którego kochała w życia swego zaraniu, z którym rozłączyły ją zachodzące między nimi różnice, a do którego teraz coraz bardziéj podobną się stawała. A gdyby się tak stało, myślałam sobie nieraz, czegóż-by mi już więcéj do zupełnego brakowało szczęścia? Wtedy na dnie mego serca odzywał się głos nieśmiały i mówił mi, że brakowało-by mi jeszcze czegoś... kogoś... alem nie słuchała tego zdradliwego głosu marzeń natrętnych, i całą duszą wpatrywałam się w ukazywany mi przez wyobraźnią obraz rodziców moich, pod jednym połączonych dachem, szczęśliwych i zgodnych, i siebie, obejmującą ich oboje jedném spojrzeniem, nie zmuszoną do odstępowania jednego z nich przez miłość dla drugiego.
Oprócz tyle obiecującéj zmiany, jaka zachodziła w usposobieniach mojéj matki, nadzieje moje inne jeszcze, a niepłonne miały podstawy.
W rok może po przybyciu naszém do W. zawiązał się pomiędzy rodzicami mymi pewien milczący, że tak wyrażę się, emblematyczny stosunek, miły znać im obojgu, bo podtrzymywali go starannie.
Ojciec mój pisywał do mnie często, a oprócz tego przysyłał mi mnóztwo rzeczy, mogących służyć tak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.