Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wał potém wraz z nami. I sąsiadka nasza, staruszka, wychowująca liczne grono wnucząt, zaglądała téż do nas niekiedy i wieczorami siadywała obok matki mojéj na kanapie z pończoszką w ręku, poczciwemi oczyma wesoło poglądając na nas z-za okularów. Była ona niegdyś właścicielką ziemską, a utraciwszy jedyną córkę i zięcia, sprzedała niewielką swę posiadłość i oddała się całkiem wychowaniu kilkorga wnuków...
Zdarzały się wieczory, w których domek nasz wrzał cały od gwaru rozmów, śmiechów i muzyki. Profesor, rad, że miał się przed kim wygadać, rozprawiał ze mną o różnych naukowych i społecznych kwestyach, a czasem dawał mi rady, odnoszące się do nauczycielskiego zawodu, długiém natchnione mu doświadczeniem. Młoda profesorowa rozmawiała z matką moją o wielkim świecie, na którym spędziła najpiérwsze lata swego życia, z Emilką o gospodarstwie swojém, z Madzią o swoich kwiatach, a ze wszystkiemi o swojém dziecku. Madzia wraz z Binią krzątały się około przyjęcia gości, w czém pomagał jéj zawzięcie Franuś, a przeszkadzały wnuczki staréj naszéj sąsiadki, których była ulubienicą, a które, jak rój brzęczący, rozsypywały się po małych naszych pokojach. Młody artysta z zapałem rozprawiał o sztuce i grywał ze mną na cztery ręce. Matka moja, tak liczném i ożywioném otoczona kołem, przypominała swoje dawne czasy i nieporównanym wdziękiem obej-