Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

który się z nim ściśle przyjaźnił. Przypuszczałam, że to, co mówili, prawdą być mogło, ale anim to spostrzegła sama, ani spostrzegać chciałam; owszem, zdaje mi się, że gdybym spostrzegła, odwróciła-bym oczy, aby nie widziéć. Marzenie serca mego było gdzieindziéj, o, gdzieindziéj! a lubo cicho sprawowało się ono w kątku, do jakiego zapędziłam je wolą, toć jednak czułam niekiedy, jak w samotnych szczególniéj chwilach drgało w głębi piersi, przyspieszało mi oddech, wzmnożone rumieńce posyłało do twarzy.
Jedynym cieniem, który rozpościerał się na naszém domowém życiu, było ciche, wewnętrzne cierpienie Emilki. Nikt o niém, prócz mnie, nie wiedział; a i ja także odgadywałam je tylko, bo nigdy usta Emilki żadnéj nie wymówiły skargi, nigdy nikt łzy w jéj oczach nie widział, ani spostrzegał rozżalenia na jéj pobladłéj, znowu łagodnéj twarzy. W nocy słyszałam nieraz, jak płakiwała długo pocichu, ale z rana już błękitne źrenice jéj, wypogodzone jak niebo i przezroczyste jak kryształowe krople spokojnéj wody, witały nas uśmiechem dobroci i przywiązania. Obejście się jéj z Franusiem i Madzią nie uległo żadnéj zmianie; dla niego była zawsze jednako serdeczną i ufną przyjaciółką, dla niéj najlepszą i najpobłażliwszą towarzyszką. Tylko nie miewała już ani nagłych rumieńców na twarzy, ani błyskawic w oczach: zagasły w niéj one razem z nadzieją. A to zaparcie się siebie i niezmącona spokojność, w jaką