się przyoblekła, nie bez wielkich walk i trudów przyjść musiały téj cichéj, prostéj, miękiéj duszy. Spostrzegałam nieraz, jak ręce jéj drżały śród pracy i pierś podnosiła się tajonemi westchnieniami; jak oczy jéj, spoczywające często na twarzy Madzi, zachodziły nagłą, palącą, a szybko powstrzymywaną i połykaną łzą. I, patrząc na to wszystko, nie mogłam obronić się od pewnéj, wyłącznéj tkliwości dla téj w tajemnicy serca cierpiącéj i poddającéj się istoty. Nie chciała, abym była jéj powiernicą, ale nie mogła przeszkodzić temu, abym się nie stała jéj pocieszycielką, i często śród nocy, gdy słyszałam jéj płacz tłumiony, przychodziłam do niéj i milczącym uściskiem dodawałam jéj siły, źródło łez tamowałam, i nie odchodziłam od niéj wprzódy, aż poczułam ją wzmocnioną i uspokojoną. Nie wymagałam od niéj żadnych ustnych zwierzeń, bo przeczuwałam, jak trudne były dla kobiety, w podobném zostającéj położeniu.
Jakkolwiek skromna i nie wiele o sobie rozumiejąca, Emilka posiadała duszę niewieścią, która nie pozwalała jéj przed najlepszą nawet przyjaciółką skarżyć się na to, że był ktoś, co miłość jéj odrzucił, a może nawet nie spostrzegł, iż mu ją oddawała. Wszakże wiedziała o tém, że ją bez słów doskonale przenikam i rozumiem, a przyjaźń nasza nigdy tak ścisłą nie była, jak w owéj porze, lubo każda z nas
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.