w głębi mego serca, owinięty w przezroczystą sieć marzeń cichych, lecz upartych...
Spotykali się obadwa na szerokim świecie — niekiedy — lubo każdy z nich czém inném znać był zajęty, do innego dążył celu, a za każdym razem, gdy się to wydarzyło, hr. Witold słał nam przyjacielskie pozdrowienia, w których zdawało mi się, że słyszałam imię moje ze szczególnym wymawiane naciskiem... Były to zapewne złudzenia wyobraźni, nic więcéj. Usiłowałam jak najmniéj zajmować się niemi, wracały jednak i dawałam im wolę niekiedy, myśląc nie bez pewnego ściśnienia serca, że złudzenia te miały być może wszystkiém, co mi daném było posiąść z dziedziny tego niezmiernego szczęścia, jakie uśmiecha się do każdego człowieka, w postaci poczutéj i odwzajemnionéj miłości.
Takim był nasz światek domowy, ciepły, serdeczny, smutny chwilami, wesoły często, czynny i spokojny zawsze. Ale prócz światka tego, posiadałam jeszcze okno, przez które patrzyłam na świat inny, nieskończenie różny od tego, w którym żyłam, a zdawna dobrze mi znany. Oknem tém był dla mnie dom Zeni. Przepędzałam zaś w niém większą część czasu, a to z tego powodu, że matka moich uczennic zajmowała apartament w tym samym domu, w którym mieszkała Zenia, i na tém samém piętrze, a dobra przyjaciółka moja, chcąc mieć możność częstego widywania się ze mną i oszczędzić mi przykrości cało-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.