Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Raz, po kilkotygodniowym pobycie na wsi, Michał wrócił zmieniony bardzo; w częste i długie popadał zamyślenie, a mówiąc, wyrażał się z większą jeszcze, niż zwykle, trudnością, co zdarzało się pospolicie, gdy był czémś wzruszony, albo wyłączną jakąś myślą bardzo zajęty. Spytałam go, co-by mu było. Nie odpowiadał przez chwilę i widocznie zakłopotało go moje pytanie, bo oczy jego zamgliły się wielkiém zmieszaniem, a ręce wprawione zostały w niezwykły ruch wyszukania dla siebie stosownego ułożenia. Nakoniec potarł dłonią czoło i zawołał z niezwykłą porywczością:
— Dlaczegóż miał-bym się z tém taić przed panią? Wstyd mi, że żyję, jak ostatni leniuch, nic nie robiąc, kiedy pod nosem mam własne wsie, w których jest ziemia i są ludzie, którzy mnie potrzebują.
Patrzyłam na niego ze współczuciem, bo rozumiałam dobrze, jaką męką jest dla człowieka życie, nieodpowiadające moralnym jego potrzebom.
— Jestem wieśniakiem — mówił daléj — urodziłem się na wsi, ojciec mój był gospodarzem i gospodarską pracą dorobił się majątku. Potém zdało mi się, że będzie dla mnie wielkim zaszczytem, jeśli dostanę się, jak to mówią, na wielki świat i poznajomię się i poprzyjażnię z tym światem. Zwyczajnie, jak to w młodéj głowie różne głupstwa się roją!