Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Otóż dokazałem swego i teraz mam już tego wielkiego świata po uszy, dusi mnie on, męczy... znieść go teraz nie mogę. Już-bym teraz rad przecie zająć się czémkolwiek, być czémś, coś robić... Na wsi, mój Boże, tak pięknie, tak spokojnie! a ile razy tam pojadę, to aż mi się serce kraje, patrząc, jak te najemne ręce i głowy licho urządzają się z moją ziemią: chciałbym tam zrobić to i owo, i umiał-bym zrobić, bo to téż tylko umiem, ale cóż...
Tu zatrzymał się i wyraz twarzy jego stał się bardzo smutnym, lecz zarazem odbiło się na niéj piękne uczucie.
— Ale cóż — dokończył po chwili — czego to człowiek nie uczyni dla téj, którą nad wszystko na świecie kocha?
Powiedziałam mu, że może-by Zenia zgodziła się z jego żądaniem, gdyby przedstawił jéj wszystkie korzyści zamieszkania na wsi.
Wstrząsnął przecząco głową.
— Nie — odrzekł — jeszcze nie pora... ona się jeszcze na to nie zgodzi... może kiedyś... o! mam nadzieję; ale teraz nic ryzykować nie mogę, tém bardziéj...
Tu czoło zaszło ciężką chmurą.
— Tém bardziéj — dokończył cichym głosem — że mało mam do ryzykowania.
Zaraz po téj rozmowie z Michałem, udałam się do budoaru Zeni i znalazłam ją leżącą na kozetce